Pan Badylak stoi samotnie na ulicy
Opuszczonej przez ludzi, przez ptaki.
Wszyscy śpią, noc tylko ochrania
Pana Badylaka co zgubił ubranie.
Rozebrał go wiatr jesienny, ściągnął z niego
Wielobarwny kubraczek z liści o barwie
purpury i brązu twych oczu wpatrzonych
w jesień czerwieni mych włosów.
A ja, zapatrzona w nagość ramion
Rozpiętych w objęciach nocy, dyskretnie
Się przytulam, by ubrać swym płaszczem
Badylaka co tęskni za ciepłem odzienia.
Zamówię dla niego od Pani Zimy
Puchową kołderkę bielutką jak niewinne
Lico dziewiczej urody leśnego stoku,
Posypanego świeżym śniegowym puchem .
Dziś wiem że nagość Pana Badylaka, stała
Się dla mnie pięknem nocy listopadowej,
A mój podziw uwieczniłam w umyśle
lekko chwiejnym ze szczęścia niewypowiedzianego./alboż/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz