Nagość odziana
Zerwał ze mnie
Odzienie czasu.
Wyzwolił nagość
Szarych komórek,
Które ze wstydu
Za to co się stać
Miało jako sen
Proroczy zepchnęło
Mnie na krańce
Upiornego lasu.
Las ludzi
Miast podziwu
Dla drzewa
Zgarbionego
Staruszka stali
Się puści jak
Wydmuszka
Proszę niebiosa
O ubranie, niechaj
Kolczugą się stanie
Płaszcz doświadczeń
Z kieszeniami na
Dobre uczynki i
Szloch dziewczynki
Poruszy serca
Zapatrzone w siebie.
Ubrana usiądę ,
Na mokrej trawie
I wykąpie dłonie
W srebrzącym się
Księżycem stawie
I poczuje na jawie
Miłość, która mieszka
W głębinie na dnie
Słonego jeziora.
Panie nie chcę być
Miłością chora./alboż/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz