Wreszcie usiadłam w nogach
Łoża z madejowej wyobraźni
Na przeciw stali chłopcy w ostrogach
Śpiewali o nieludzkiej słownej kaźni
Zamykałam oczy na widok kapeluszy
Wygiętego zamszowego ronda do góry
Przebijałam kolejny raz czerwone uszy
Wkładałam w dziury wspinaczek sznury
Gdy wiatr tłukł się okiennicami
Wkładałam głowę pod poduszkę
Modliłam się razem z zakonnicami
Które rozumiały mnie tylko troszkę
Potem zostawała mi tylko nadzieja
Na kilka wybaczeń i zadośćuczynień
Lecz przyszedł nowy kaznodzieja
Ograniczył moją wolność do kilku widzeń
Kraty w oknach coraz grubsze
Podłoga mokra od wilgoci
Łzy coraz mniej wydolne i słabsze
Kotka kolejny raz się koci
Nagle spadłam z łóżka na spróchniał-ość
Której kolor siwo brązowy
Podobna do nie jest moja egzystencjo-nalność
Podkuta w siwe na szczęście podkowy
Szczęście jak zwykle uciekło
Tam gdzie zachody i północ
A moje serce na pół rozmiękło
I nie wie co to normalna noc /alboż/
Wygiętego zamszowego ronda do góry
Przebijałam kolejny raz czerwone uszy
Wkładałam w dziury wspinaczek sznury
Gdy wiatr tłukł się okiennicami
Wkładałam głowę pod poduszkę
Modliłam się razem z zakonnicami
Które rozumiały mnie tylko troszkę
Potem zostawała mi tylko nadzieja
Na kilka wybaczeń i zadośćuczynień
Lecz przyszedł nowy kaznodzieja
Ograniczył moją wolność do kilku widzeń
Kraty w oknach coraz grubsze
Podłoga mokra od wilgoci
Łzy coraz mniej wydolne i słabsze
Kotka kolejny raz się koci
Nagle spadłam z łóżka na spróchniał-ość
Której kolor siwo brązowy
Podobna do nie jest moja egzystencjo-nalność
Podkuta w siwe na szczęście podkowy
Szczęście jak zwykle uciekło
Tam gdzie zachody i północ
A moje serce na pół rozmiękło
I nie wie co to normalna noc /alboż/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz