Bez wymówek
Zroszona deszczem kostka brukowa
I splot ramion pani wierzby
To niczym konwersacja grupowa
W pobliżu parkowej niemej rzeźby.
Ławka wpatrzona w nów księżyca
Romansuje z uschłymi liśćmi
I niejednego zatrzymuje, wzorem zachwyca
Częstuje wygrawerowanymi winogron kiś-ćmi
Śmietnik samotnie stoi pod lipą
Czeka na zakiepowanego peta
Wtedy pachnie w parku jesienną stypą
Po parku spaceruje On - jesienny poeta.
Podziwia zakamarki ludzkich wędrówek
Rozmawia z korą w półmrocznym przytuleniu
Nie szuka pretekstów wymówek
Nie ucieka i się nie chowa, w parkowym cieniu
Lampy pląsają tlącym się światłem
I całują mokrą na Plantach liści podściółkę
Obkładały chore drzewa borsuczym sadłem
I udawały przed nimi świetlistą przyjaciółkę./alboż/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz