wtorek, 4 września 2012

Monolog kobiety z diabłem


Monolog kobiety z diabłem

Diabeł patrzył na kobietę
Lubieżnym wzrokiem
I nie nadążał,  nad jej
Seksownym krokiem.
 Ona biodrami tanecznie kołysała
I uciechę z  niego miała-Ha ha.
Niechże  rogaty patrzy i niech sapie,
Niech się miota i niech cierpi,
Bo to jego robota, żem ja piękna i powabna
I usta mam mocno czerwone,
I sukienkę mam  mini i dekolt głęboki.
Ze śmiechu dziś zrywam z ciebie  
Kosmaty diable boki i ci gadam.
Że ja karty rozkładam , a moje tasowanie, mmm
Patrz wygrałam  z Tobą szarlatanie./alboż/

LATO


Lato
Dla mnie lato to zapach
Łąki skoszonej i leżenie
Na ubitej górze zboża co
Nogi deptały

Lato mym wylegiwaniem
Na słomie co kłuła w plecy
I zrywane jabłko zielone robaczywe
I gryz, co sokiem oblewał usta.

To miedza pomiędzy
Łanem lnu  a łanem jęczmienia
I stonka wrzucana
Do zamkniętego słoika.

Także rosa poranka, plewienie
Grządek, łańcuch na którym
Prowadzę krowę co muczy
I żaby łapane w stawie.

Ale najbardziej  lato pachnie
mi rodzinną gawęda przy ognisku
i rosołem z makaronem pod jabłonką,
która zapadła w sen o cywilizacji. /alboż/

Na polanie


Na polanie
Na polanie ubranej w suknie
Zielenią malowaną przez letni
Powiew wiatru , stoi  chatynka
Z krzywym dachem i wysokim progiem

Na progu wędrowiec siedzi i szuka
Ciszy, co gra na strunie harfy babiego
Lata i połysku na liściu lancetowatej
Babki  i zapachu czterolistnej koniczyny.

W izbie jest Ona o czystym sercu i zaprosi
Mężczyznę na swoje cha-tynkowe pokoje,
A  w granacie nocy zaprosić Panią burze,
by im zagrała, a deszcz chłodził uczucia gorące,

Burza zawoła Pana Pioruna by huknął
Siarczyście i czarne chmury by wylały łzy na parapet
Grając melodie upojnej nocy kochanków
W romantycznej scenerii chatynki pod lasem./alboż/


Nad strumieniem


Nad strumieniem
Wzięła stary dzban i poszła
Nad brzeg strumienia poprosić
Rwącego lazuru o łyk wody życiodajnej,
Uzdrowicielki duszy i ciała

Powiew sukni z muślinu
I potargane włosy przez wiatr,
Były tańcem  rozmarzonej  niewiasty
O ekscesach z Nim w roli głównej

Strumień dał się pogłaskać,
A wślizgując swój granatowy
Język w czeluść glinianej chatki
Nagrodził pieszczotę dotyku

Długowieczne utrudzone drzewa
Dziś nie straszą, są schronieniem
A w blasku słońca co się przebiło
Przez konary, śpiewają balladę o Marii.

Ona dziecko wiatru pozostała
W bezruchu na  skale  i czeka na śmiałka,
O silnym ramieniu, co weźmie ja na ręce
I uniesie ponad  dzikość natury./ alboż/

Zimne serce


Zimne serce
Zimne serce rozpala
Ogień serc niewieścich
By porzucać na pierwszym
Lepszym zakręcie górskiego szlaku ku chmurom.
Zimne serce, a zarazem gorące,  bo ma pragnienia które ujarzmia,
By nie wpadły w popłoch pokazując swe oblicze .
A ja na to liczę , liczę na otwarcie furtki do lodowatej
Krainy wodogrzmotu i deszczu liści
Kolorowych malowanych jesienią
O imieniu Październik /alboż/