W cieniu starej zmęczonej lipy
Rozmawiała bieda z bogactwem
Nie patrzyli sobie w oczy
Obawiali się że jeden drugiego zaskoczy
Bieda pytała czy jest szansa
Na skrawek na odrobinę na dziesięcinę
Bogactwo liczyło coś bez końca - nie widziało
Ani liści zielonych ani słońca
Ten pierwszy trzymał w ręku skrzydło
Co to zbłąkany anioł zgubił po drodze
Wachlował tego co kapał złotem
Prosił go ;pokochaj anioła przed odlotem
Słów nie było wiele nie było dotyku
Przede wszystkim była to konwersacja milczenia
Tylko jeden ten biedny miał odwagę
Wyjść na przeciw innym z tego mrocznego cienia./alboż/
Obawiali się że jeden drugiego zaskoczy
Bieda pytała czy jest szansa
Na skrawek na odrobinę na dziesięcinę
Bogactwo liczyło coś bez końca - nie widziało
Ani liści zielonych ani słońca
Ten pierwszy trzymał w ręku skrzydło
Co to zbłąkany anioł zgubił po drodze
Wachlował tego co kapał złotem
Prosił go ;pokochaj anioła przed odlotem
Słów nie było wiele nie było dotyku
Przede wszystkim była to konwersacja milczenia
Tylko jeden ten biedny miał odwagę
Wyjść na przeciw innym z tego mrocznego cienia./alboż/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz